12 sierpnia 1982 roku bokserski świat pogrążył się w żałobie. Tego dnia, w wieku zaledwie 23 lat, w wypadku samochodowym zginął Salvador Sánchez – jeden z najwybitniejszych pięściarzy w historii Meksyku, któremu nigdy nie było dane w pełni zaprezentować swojego ogromnego potencjału.

Sánchez był mistrzem świata federacji WBC w wadze piórkowej i uważany był za jednego z najbardziej kompletnych bokserów swojej epoki. Dysponował znakomitą techniką, szybkością, doskonałym balansem oraz inteligencją ringową, która pozwalała mu rozbijać rywali zarówno w taktycznej walce na dystans, jak i w zaciętej wymianie w półdystansie.
Na zawodowych ringach stoczył 46 walk, z czego wygrał 44 (32 przez nokaut), poniósł tylko jedną porażkę – w 1977 roku, mając zaledwie 18 lat – oraz raz zremisował. W trakcie panowania mistrzowskiego obronił pas aż dziewięć razy, pokonując tak uznanych rywali jak Danny „Little Red” Lopez, Wilfredo Gómez czy Azumah Nelson.
Jego kariera rozwijała się błyskawicznie i wielu ekspertów przewidywało, że w kolejnych latach mógłby zdominować kolejne kategorie wagowe. Niestety, tragiczny wypadek samochodowy na autostradzie w Querétaro przerwał tę drogę na zawsze.
Śmierć Sáncheza była ciosem nie tylko dla meksykańskich kibiców, ale dla całego świata boksu. Do dziś pozostaje symbolem niewykorzystanego w pełni talentu – zawodnika, który mimo krótkiej kariery zapisał się złotymi zgłoskami w historii dyscypliny.
Jego legenda wciąż żyje, a 12 sierpnia to dzień, w którym bokserska społeczność wspomina nie tylko mistrza, ale i człowieka, którego pasja i styl inspirowały miliony fanów na całym świecie.