Joe Louis by nie tylko mistrzem świata w wadzę ciężkiej, ale i symbolem całego pokolenia afroamerykanów. Jego walka z Maxem Schmelingiem stała się symbolem starcia demokracji z faszyzmem. Ale mimo sportowych triumfów, jego życie po zakończeniu kariery było pasmem porażek, długów i samotności.

Dzieciństwo
Joe Louis a właściwie Joseph Louis Barrow urodził się 13 maja 1914 roku w miasteczku La Fayette w Alabamie jako siódme z ośmiorga dzieci rodzinny Barrow. Pochodził z biednej rodziny, ale jego los odmienił się, gdy rodzina przeniosła się na północ – do robotniczego Detroit. Tam, w jednym z lokalnych ośrodków młodzieżowych, rozpoczął treningi bokserskie. Wyróżniał się siłą i spokojem, który przeczył jego wiekowi. Szybko zdobył złoto w turnieju Golden Gloves wagi półciężkiej po czym postanowił związać swoje życie z boksem.
Zaraz potem zaczął zawodową karierę. Przeprowadził się do Chicago, gdzie jego menedżerowie zadbali o promocję nowej gwiazdy. Louis nokautował kolejnych rywali, a Ameryka nie mogła oderwać od niego oczu. Max Baer? Pokonany. Primo Carnera? Leżał na deskach. Ale największa próba miała dopiero nadejść.

W 1936 roku zmierzył się z Maxem Schmelingiem – Niemcem, który miał stanowić sportowe ramię nazistowskiej propagandy. Louis, w tamtym okresie był zbuyt pewny siebie. Zamiast przygotowywać się do pojedynku wolał wraz z przyjaciółmi grać w golfa, a boks pozostawał na drugim planie. W końcu przyszła upragniona walka podczas której Louis… przegrał z kretesem. Schmeling obnażył jego błędy i brutalnie znokautował w 12. rundzie.
Rok później, w czerwcu 1937 roku, Louis sięgnął po mistrzostwo świata, nokautując Jima Braddocka. Tytuł bronił aż 25 razy, ustanawiając rekord, który do dziś nie został pobity. W 1938 roku doszło do rewanżu ze Schmelingiem. Tym razem to Joe był gotowy. Zniszczył rywala w niecałe dwie minuty.
Był bohaterem. W czasach, gdy czarnoskórzy Amerykanie nie mieli praw, Louis stał się ich głosem. Podczas II wojny światowej zrezygnował z honorariów, walczył na pokazach dla żołnierzy, przekazywał pieniądze na fundusz wojenny. Pomagał armii, pomagał Ameryce.
Ale Ameryka nie pomogła jemu.
Po wojnie wrócił na ring. Próbował jeszcze coś udowodnić, choć jego ciało już nie to. W 1949 roku ogłosił zakończenie kariery, ale nagle pojawił się urząd skarbowy. Fiskus zażądał ogromnych pieniędzy – w grę wchodziły setki tysięcy dolarów zaległych podatków, których Louis nawet nie wiedział, że jest winien.
Zmuszony wrócił do ringu. Przegrał z Ezzardem Charlesem, potem z Rockym Marciano. Po tej ostatniej walce miał się rozkleić w szatni. Wiedział, że to koniec.
Ostatnie lata życia
Ostatnie lata życia? Smutna historia upadku giganta. Louis był chory. Cierpiał na Parkinsona, poruszał się na wózku. W Las Vegas, gdzie się przeniósł, pracował w kasynie jako powitalny host, rozdawał uśmiechy za drobne. Z jego dawnych milionów nie zostało nic. Ameryka, którą tak ukochał i której oddał wszystko, odwróciła się od niego.
Gdy zmarł w 1981 roku, jego bliscy nie mieli nawet odłożonych pieniędzy na pogrzeb. Wtedy pojawił się ktoś, kto powinien być jego wrogiem. Max Schmeling, ten sam, który kiedyś go znokautował, opłacił całą ceremonię. Louis został pochowany na Cmentarzu Narodowym w Arlington – z wojskowymi honorami.
