Leszek Drogosz nie był tylko pięściarzem. Był zjawiskiem. Gdy stawał między linami, nie wchodził do ringu – on go ożywiał. Tańczył, balansował, unikał ciosów z gracją tancerza i bił z precyzją mistrza. Dla wielu był najinteligentniejszym i najbardziej technicznym bokserem w historii polskiego sportu.

Tancerz między linami
Drogosz nie potrzebował siły brutalnych ciosów. Jego styl opierał się na błyskotliwej technice, znakomitym czuciu dystansu i imponującym refleksie. Na lekko ugiętych nogach poruszał się po ringu jakby tańczył. Nie uderzał w próżnię – każdy cios miał cel, a każda unik – sens.
Bilans jego kariery robi wrażenie: 363 zwycięstwa i tylko 14 porażek. Trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Europy, ośmiokrotnie mistrzostwo Polski, a jego największym sukcesem olimpijskim był brązowy medal igrzysk w Rzymie w 1960 roku.
Rzym 1960 – medal zdobyty mimo bólu
Tuż przed rozpoczęciem igrzysk w Rzymie, Leszek Drogosz doznał pęknięcia kciuka. Każdy inny pięściarz mógłby zrezygnować z udziału – ale nie on. Mimo bólu wyszedł na ring i walczył jak równy z równym z najlepszymi na świecie.
W półfinale zmierzył się z Radzieckim zawodnikiem – Jurijem Radoniakiem. Werdykt był niejednogłośny, a wielu ekspertów do dziś uważa, że Polak został niesprawiedliwie pozbawiony szansy na finał. Mimo wszystko zdobył brąz i uznanie świata – nie tylko za wynik, ale za klasę, z jaką znosił ból i kontrolował walkę.
Czarujący także poza ringiem
Leszek Drogosz miał charyzmę, którą dostrzegli nie tylko kibice, ale też… filmowcy. Andrzej Wajda obsadził go w filmie „Ziemia obiecana”, a jego ekranowa naturalność zaowocowała kolejnymi rolami, m.in. w filmie „Bokser”. Drogosz nie udawał – on po prostu był sobą. Wrażliwym, inteligentnym i skromnym człowiekiem.
Mentor, wychowawca, człowiek z klasą
Po zakończeniu kariery nie odciął się od sportu. Działał w Polskim Komitecie Olimpijskim, służył radą młodym pięściarzom, był mentorem i autorytetem. Zawsze z klasą, bez skandali, bez hałasu. Z uśmiechem, który znało całe środowisko sportowe.
Legenda, która nie gaśnie
Leszek Drogosz zmarł w 2012 roku, ale jego legenda żyje nadal. Wspomnienia o nim to nie tylko opowieści o sukcesach i medalach, ale o człowieku, który przeniósł boks na wyższy poziom – ze sportu do sztuki.
Bo Drogosz nie walczył. On malował walkę.
