Stanley Ketchel był dziki, nieobliczalny i śmiertelnie niebezpieczny. Choć jego życie trwało zaledwie 24 lata, zdążył stać się jednym z najgroźniejszych bokserów początku XX wieku. Dla wielu był pierwowzorem współczesnego twardziela – bił mocno, walczył dziko, żył szybko. Dziś niemal zapomniany, w czasach swojej świetności nosił przydomek „Michigan Assassin” – Morderca z Michigan.

Dzieciństwo ulicznika
Urodził się jako Stanisław Kiecal 14 września 1886 roku w Grand Rapids w stanie Michigan. Jego rodzice byli polskimi emigrantami, którzy przybyli do USA w poszukiwaniu lepszego życia. Wychowywał się w ubóstwie, a po śmierci rodziców uciekł z domu w wieku zaledwie 12 lat. Włóczył się po kraju, imał się różnych zajęć i niemal natychmiast zaczął walczyć na ulicach, w barach i w podrzędnych saloonach. Już wtedy pokazał, że ma nie tylko pięści, ale i psychikę wojownika.
Kariera zawodowa – brutalna i błyskawiczna
Ketchel nie miał klasycznej kariery amatorskiej. Z miejsca wszedł w świat zawodowego boksu i od razu zaczął siać spustoszenie. W latach 1906–1910 zyskał reputację jednego z najbardziej brutalnych i nieprzewidywalnych bokserów swojej epoki.
W 1908 roku zdobył tytuł mistrza świata wagi średniej, pokonując Mike’a „Twin” Sullivana. Tytuł ten obronił kilkukrotnie, m.in. przeciwko Billy’emu Papke, z którym stoczył legendarną serię walk. Ich rywalizacja była pełna nienawiści – Papke miał uderzyć Ketchela przed rozpoczęciem jednej z walk, łamiąc niepisane reguły boksu (Po tej walce wprowadzono zasadę iż przed rozpoczęciem walki, pięściarze w geście szacunku mogą stuknąć się rękawicami w towarzystwie sędziego ringowego. Zasada ta jest kultywowana do dnia dzisiejszego) Kilka miesięcy później odbył się rewanż obu zawodników. Podczas rewanżu Ketchel w zdominował Billy’ego Papke.
Choć był zawodnikiem kategorii średniej, nie bał się wyzwań. W 1909 roku stanął do walki z legendarnym Jackiem Johnsonem – ówczesnym mistrzem świata wagi ciężkiej. Ketchel był znacznie lżejszy, ale w 12. rundzie zdołał powalić Johnsona na deski. Chwilę później sam został znokautowany brutalnym ciosem. Walka przeszła do historii jako jeden z najbardziej niezwykłych pojedynków między wagowych w dziejach boksu.

Tragiczna śmierć mistrza: zabójstwo podczas odpoczynku
Ketchel przygotowywał się do kolejnych wyzwań, gdy w październiku 1910 znalazł się na ranczu w Conway (okolice Springfield, Missouri). Miał tam spokojnie odpoczywać i trenować pomiędzy kolejnymi walkami.
Na ranczu pracowała kucharka Goldie Smith oraz jej „mąż” Walter Dipley – w rzeczywistości byli oszustami, którzy chcieli wykorzystać sytuację. 15 października 1910 roku Ketchel siedział w kuchni i spożywał śniadanie, gdy nagle Dipley wszedł za plecy z bronią i strzelił mu w plecy, trafiając w płuca. Bohatersko próbował się bronić – znaleziono go z sztućcami w rękach – ale ran nie dało się powstrzymać.
Przyjaciel Ketchela natychmiast zorganizował transport koleją do szpitala w Springfield – jednak młody mistrz zmarł tego samego wieczoru. Miał niespełna 24 lata. Nazwijmy to brutalnie: życie brutalnego boksera zakończyło się nie w ringu, lecz przy stole, w półświatku USA.

Okoliczności procesu i motywy sprawców
Goldie i Walter zostali zatrzymani i oskarżeni zarówno o morderstwo, jak i kradzież. Prokuratura sądziła, że przestępcy chcieli nie tylko zabić Ketchela, ale też okraść go – Goldie rzekomo zachęciła go do siedzenia plecami do drzwi kuchni, ułatwiając atak.
W 1911 roku zostali skazani: Dipley otrzymał wyrok dożywocia, a Goldie – rok więzienia za udział w kradzieży. Jej kara później została złagodzona, a Dimley odsiedział ponad 20 lat.
Dziedzictwo skradzione przez brutalność
Ketchel zginął, zanim zdążył wrócić na ring. Jego kariera – pełna siły, kontrowersji i krwawych nokautów – trwała zbyt krótko. Mimo że planował kolejne walki, śmierć odebrała mu każde nadzieje. Pozostał legendą, ale także przedwcześnie przerwanym fenomenem.